Myślę nad tym, czy prowadzić dalej tego bloga, czy sobie darować. Nie jest to na pewno typowy blog emigracyjny; nie mam się za bardzo czym tutaj lansować, większość czasu zajmuje mi praca;) Nie powiem, że jestem z takiego stanu rzeczy zadowolony, ale to już inna historia.
Niedawno minęło okrągłe pół roku odkąd przyjechałem do Brisbane i z tej okazji warto pewne rzeczy podsumować.
Na pewno mogę powiedzieć o sobie, że miałem wyjątkowe szczęście, bo w zasadzie zrealizowałem wszystko co zamierzałem. Najtrudniejsze w moim przypadku było znalezienie pracy w zawodzie, za to potem wydarzenia potoczyły się zaskakująco łatwo i szybko. I tak od 11-go stycznia tego roku jestem szczęśliwym posiadaczem wizy sponsorowanej.
Przylot do Australii poprzedziły u mnie kilkumiesięczne przygotowania. Zbierałem informacje, czytałem stronę DIAC-u i próbowałem nawiązać kontakt z innymi bloggerami. Kilku z nich udzieliło mi naprawdę wartościowych porad i jestem za to wdzięczny. Oczywiście wiedziałem, że nie da się uniknąć błędów i rozczarowań, ale po czasie i tak jestem z siebie zadowolony.
Odkąd pracuję na pełny etat, wszedłem w pewien rytm, który z czasem stał się rutyną. Praca, dom, sen i to samo następnego dnia. Niczym nie różniące się od siebie dni, a nawet tygodnie. Zastanawiam się ostatnio jak do tego doszło i dociera do mnie, że to ja podjąłem takie a nie inne decyzje. Poszedłem po najmniejszej linii oporu, ukryłem się za pracą aby nie budować swojego nowego życia – tutaj.
A jest to na pewno kraj wielu możliwości, choć jak wszystko na tym świecie ma też i wady. Przez pierwsze kilka miesięcy po przyjeździe czułem się w OZ naprawdę dobrze, często zdarzało mi się czuć radość z byle powodu. Po deszczowej Irlandii, Australia wydawała mi się rajem na ziemi – słońce, tropikalna roślinność, przestrzeń.. Chciałem to wszystko ogarnąć, poznać okolicę bliższą i dalszą..
W ciągu pół roku byłem na plaży jedynie raz, o ile dobrze pamiętam jakoś w listopadzie. Wylegiwanie się na słońcu nie jest moim ulubionym sportem, ale czasami w miłym towarzystwie można fajnie spędzić czas. W zasadzie to oprócz wyjazdu na rozmowę kwalifikacyjną na Sunshine Coast nie opuściłem Brisbane.. Kiedy o tym myślę, zastanawiam się – co się ze mną stało? Zrobiłem się aż taki leniwy?
Życie do góry nogami zmieniło mnie i cały czas zmienia. Obserwuję jak dawne priorytety przestają być ważne, jak stare rozrywki tracą na atrakcyjności. Dziwne to trochę, czuję jakbym wogóle siebie nie znał. Stłumione i zakryte powraca z nową siłą. Czas narodzić się na nowo? A może po prostu lepiej poznać siebie?
Do następnego razu